W samolocie miliarder zobaczył swoją byłą ukochaną siedzącą zaledwie kilka rzędów dalej w towarzystwie bliźniaków, którzy byli do niego nie do pomylenia.

„Zajmę się tym. Terapia, mediacja, umowy o opiekę – cokolwiek będzie potrzebne”.

Spojrzała mu w oczy, niepewna, ale poruszona. „Zacznijmy od jednej rzeczy na raz. Może przyjedziesz do Londynu w przyszłym miesiącu. Spędź z nimi trochę czasu w ich przestrzeni”.

„Będę tam” – obiecał.

Skinęła głową. „I w końcu im powiemy”.

Uśmiechnął się wzruszająco. „To moi synowie. Chcę, żeby to wiedzieli. Żeby usłyszeli to ode mnie”.

„A kiedy to zrobią” – powiedziała cicho – „nie mów im tylko, że jesteś ich ojcem. Pokaż im, co to znaczy”.

Ethan wszedł na słoneczne londyńskie boisko szkolne. Dwóch chłopców podbiegło do niego i krzyknęło: „Tato! Tato!”

Podniósł ich oboje i mocno objął. Isabelle stała obok niego, uśmiechając się.

Przemawiał na niezliczonych konferencjach, prowadził warte miliardy dolarów transakcje i zdobił okładki magazynów. Ale nic nie mogło się równać z brzmieniem głosów nazywających go „ojcem”.

Najważniejsze było dziedzictwo.